Schyłek lata<br /><br />Kończące się lato<br />w duszy jakiś smętek,<br />zakurzona zieleń, rżyska pusto-zżęte.<br />Nie pachną chlebem zbożowe warkocze,<br />chłodem wieją czarnowłose noce.<br />Zmęczony motyl, wtulony w malwy<br />drży na zeschłym liściu<br />w kołysce ślazu.<br /><br />Jeszcze tak niedawno<br />szła tamtędy miłość<br />pośród pagórków, szeroką doliną<br />zjawiskowo piękna,<br />lecz czas jej minął.<br />I, jak mgła opadła<br />tiulową, białą chustą<br />w kwiatów rozchylone usta.<br /><br />Teraz milczenie<br />ponad łąkami,<br />a lato dyszące skwarem<br />wciąż w piersi gorącą falą.<br />Ciepło zostało w pamięci<br />ona spragniona, on tęskni<br />jak wody chcą napić się siebie<br />po niezmierzone dno,<br />po ciszy westchnienie,<br />której do świtu nic nie przerywa.<br />Tak było,<br />lecz czy może bywać?<br /><br />Trawy z orkiestrami świerszczy,<br />oni o lecie rozmarzeni jeszcze,<br />lecz tylko jedno przychodzi do głowy<br />czekać...
